czwartek, 18 września 2014

wtorek, 9 września 2014

Sala numer 3

Tak, ponownie jesteśmy w szpitalu. Choroba wróciła po tygodniu od opuszczenia szpitala. Dziś minie ósmy dzień. Naprawdę nienawidzę tego miejsca! W zeszłą niedzielę córci ponownie pojawiły się zmiany na ciele. Pan "doktor" na izbie przyjęć stwierdził, że to jedynie nasilenie zmian atopowych i puścił nas do domu bez ani jednego leku (!). Do wtorku moje dziecko było jaż żywcem obdarte ze skóry. Bez możliwości stania, siedzenia i leżenia. Bała się pójść do ubikacji, bo ściąganie majteczek dodatkowo podrażniało sączące się otwarte rany. Przyjechaliśmy tu ponownie z potwornie cierpiącym dzieckiem i jak nas przywitano? Pretensjami! Że to nie jest miejsce dla mojego dziecka, że muszą przemeblować cały oddział, bo nie ma jej gdzie położyć. Czy pan "doktor" choć raz przyszedł zapytać jak się dziecko czuje i przeprosić za pomyłkę w diagnozie? A skąd! Ta cholerna placówka nie ma nawet oddziału dermatologicznego. A czy wezwali dermatologa na konsultacje? Nie, "bo nie ma takiej potrzeby" ($*$&%*%(#). Wymyślili sobie wygodne wytłumaczenie na powracającego liszajca - zła dieta i alergia! A co ma piernik do wiatraka ?! Pielęgnację i wszelkie decyzje z nią związane całkowicie przerzucili na mnie. Sama musiałam przynieść maści do skóry, ale nikt tu nie jest w stanie powiedzieć mi jak je stosować, bo oni się na tym nie znają, a dermatologa przecież nie ma potrzeby wzywać. Swoją niekompetencję przykrywają bezustannym obrzucaniem mnie oskarżeniami, że nie umiem odpowiednio żywić mojego dziecka (wygodnie im nie zauważać regularnie odbywanych wizyt w poradni alergologicznej), pielęgnować skóry (żaden z nich nie potrafi mi udzielić odpowiedzi na żadne pytanie, za to w krytyce są ekspertami). Przeszli sami siebie, kiedy po 5 dniach ich "gościny" dowiedziałam się, że moje dziecko ma podawany lek przeciwalergiczny. Na moje pytanie kto go podaje, bo nie zauważyłam, dostałam odpowiedź "pani". Nawet wpisali sobie godzinę, o której rzekomo ten lek jest podawany. A czy ktoś raczył mnie poinformować, że ten lek również muszę przynieść z domu? Nie! Teraz "boją" się wypuścić moje dziecko do domu, bo "boją się", że tam nie będzie miało odpowiedniej opieki i znów do nich wróci. Nosz k....a ! Jak daleko można się jeszcze posunąć w odwracaniu kota ogonem ?!

Wczoraj obdzwoniłam kilka szpitali dziecięcych w całej Polsce posiadających oddziały dermatologiczne i prędzej szlag mnie trafi niż tu wrócę po raz kolejny.

Z wiadomości pozytywnych: Cherr znalazła nowy dom. W Hiszpanii :)