“Kłopot” się dzierga. Jak już wspomniałam, zmieniłam wzór. Nowy wygląda tak: Celowo nie pokazuję ile dokładnie udziergałam, bo aż wstyd. Prułam już dwa razy, bo najpierw pomyliłam się we wzorze, a później zmieniłam zdanie co do ostatecznej formy bolerka.
Ale dziś nie o tym w zasadzie chciałam pisać. Kilka dni temu szukając czegoś w domowej biblioteczce znalazłam zapomnianą i nieco już przykurzoną “Dianę robótki” nr 5 z 2008 roku. A w owej gazetce była ONA. “Zrób mnie !” - wołała do mnie nieznoszącym sprzeciwu głosem. Jak mogłabym nie ulec ;)
Materiał: kordonek z Lidla; szydełko nr 1,5; czas wykonania – trzy wieczory
Osobiście nie lubię ozdabiać stołów serwetkami, ale moja mama i owszem, dlatego to ona została ową serwetką obdarowana.
Pozdrawiam serdecznie :)
Śliczna serwetka :)
OdpowiedzUsuńPrzy robótkach już tak jest, że czasem trzeba pruć, w tym ich urok :)
Pozdrawiam
Oj, oj...znam ten ból i wyrzut sumienia,że znów się uległo jakiemuś wzorkowi albo włóczce w pasmanterii (zawsze może się przydać). A prucie jest nieodłączną częścią dziergania...smutne to czasem, ale prawdziwe
OdpowiedzUsuńPiękna jest Twoja serwetka. Też udało mi się w Lidlu kupić taką nitkę . Zrobiłam z niej firankę. Teraz dziergam firankę z innego kordonka, ale już tak fajnie nie wychodzi. A w Lidlu to ja bywam tylko wtedy, gdy przypadkiem dowiem się o włóczkach.
OdpowiedzUsuńDo mnie też kilka wzorków woła, ale jeszcze serwetki nie popełniłam. Ale już 3 śliczne serwetki w tym roku dostałam od dziergających internetowych koleżanek. I bardzo mi pasują.
A "kłopot" pięknie teraz wygląda. Chyba już tak pozostanie?